środa, 29 czerwca 2011

ZAKOŃCZENIE ROKU AKADEMICKIEGO UTW

 Wróciłam ……wczoraj….. a może  dzisiaj.
 Spojrzałam na zegarek , dopiero, gdy kładłam się spać. Była 1:30.
Jestem , pełna wrażeń. Zmęczona ale szczęśliwa.
 Najchętniej, już teraz,  opisałabym całą wycieczkę, godzina po godzinie,  dzień po dniu, ale chciałabym wrócić do dni poprzedzających ją. Spędziłam wtedy bardzo ważne chwile.
Po pierwsze -  
we wtorek(21.06 ), 
                            
było pożegnanie koleżanki, która odchodziła na emeryturę.

                       Nie mogło zabraknąć tortu i toastu (lampką szampana) za zdrowie "najmłodszej "emerytki.


    Nauczyciele,zmęczeni,szybko rozeszli się do domów,a my  posiedzieliśmy, ciesząc się samym faktem spotkania.                                            

Po drugie-
w środę zakończenie roku w UTW.
Występowaliśmy.
Wyszliśmy na scenę,tak jak było zaplanowane.

    
Z rowerami. 
       
                                                                   Z kijkami.
                                                   Ubrani jak na turystów przystało.
                                        Andrzej nam przygrywał,
a my śpiewaliśmy .

 Oczywiście nasz występ to tylko mały fragment uroczystego zakończenia roku akademickiego.
Były podziękowania wykładowcom .
Śpiewał chór.
Występowała sekcja gimnastyczna.

Były też wystawy:
- sekcji fotograficznej,
- sekcji artystycznej,
- kursu komputerowego.
Niestety, nie mam więcej zdjęć,ale proszę mi wierzyć, wszystko było OK.

czwartek, 16 czerwca 2011

TAKIE SOBIE ROZWAŻANIA

Dnia 22 czerwca mamy oficjalne zakończenie roku szkolnego 2010/2011 na UTW.
Ten tydzień jest wolny od zajęć. Już tęsknię.
Mam nadzieję, że dzięki wnukom będę miała wiele zajęć i wakacje miną mi szybko.
Przyszły tydzień będzie "zwariowany".
W poniedziałek mamy próbę .
Na zakończenie każda sekcja ma zaprezentować się na scenie.
Danusia- przedstawi naszą grupę, Marylka-opowie gdzie byliśmy i co widzieliśmy. Andrzej będzie przygrywał na akordeonie a my zaśpiewamy kilka piosenek turystycznych.
We wtorek idę do "mojej szkoły". Jedna z koleżanek przechodzi na emeryturę. Tradycją już jest, że my "starzy" witamy "młodzika" w gronie emerytów. Posiedzimy przy kawie
 i ciastkach. Porozmawiamy, pożartujemy, a może nawet pośpiewamy. Należę do pokolenia które lubi śpiewać.
W środę-zakończenie.
W czwartek-wyjeżdżam na tygodniową wycieczkę do Włoch. Zawsze marzyłam o tym, żeby być w Rzymie a teraz, trochę boję się tej wycieczki. To tak daleko.
Zakończenie i wycieczkę opiszę jak wrócę.
Teraz chcę wstawić tu zdjęcia przewodnika z wycieczki po Gryżyńskim  Parku  Krajobrazowym. Uważam, tak jak napisałam, w poprzednim poście, że jest jak z obrazka. Nic dodać, nic ująć.
Popatrzmy.

Jego kostur był świetną wskazówką.

Opowiadał, pokazywał, tłumaczył. 

Nie wyobrażam sobie, tego pana w innym miejscu.
Widać, że dobrze się czuje wśród przyrody. Dla mnie jest nieodzowną częścią 
Gryżyńskiego Parku Krajobrazowego.

piątek, 10 czerwca 2011

GRYŻYŃSKI PARK KRAJOBRAZOWY -wycieczka „Odkrywców”

Gryżyński ,to już drugi Park Krajobrazowy , który zwiedziłam z  naszym Klubem Turystycznym.    



  Jeszcze wczoraj (zaraz po wycieczce ), gdy zaczęłam oglądać zdjęcia, widziałam przede wszystkim drzewa.
Piękne, dostojne , wznoszące się ponad wszystko.
Tak zafascynowałam się przyrodą, że wydawało mi się, że mogę napisać  tylko o niej .

                                                       Rozłożyste dęby,

  

smukłe sosny

 
                                                                                       
i wiele innych.

Chciało by się powiedzieć: drzewa, drzewa, drzewa.

Zwiedzając Gryżyński  Park Krajobrazowy

 szliśmy wyznaczoną dla turystów ścieżką przyrodniczą podziwiając otaczającą nas przyrodę.


.                            Pewnie niejednokrotnie zgubilibyśmy się,   gdyby nie Przewodnik.

 
Prawda, że jest jak z obrazka? Strój ( leśniczego), kapelusz (gazdy), no i ... kostur .
 Odniosłam wrażenie, że Przewodnik jest częścią tej krainy. Zna każde drzewo, każdą roślinkę a nawet wie gdzie leży każdy kamień w tym parku.

                                                   Pokazał nam aleję stuletnich dębów.

 

Pałacyk ukryty wśród drzew. 


Zobaczyliśmy największe w europie chrząszcze - Jelonki rogacze .


 
 Niezwykle rzadko występującą, niepozorną zimozieloną roślinkę.

Pomocnik Baldaszkowaty


Miejsce, gdzie do lat 60-tych  XX wieku były młyny, wykorzystujące silny nurt Gryżyńskiego Potoku.



Żeremia bobrów.
 
Widzieliśmy jeszcze wiele ciekawych zakątków. Nie sposób pokazać tu wszystkie.
A my?
 My słuchaliśmy opowieści Przewodnika.


 
Czasami zastanawialiśmy się czy na pewno damy radę przejść dalej.
Jak widać na zdjęciu , wydawało się ,że mostek za chwilę runie:)) 

Szef i Przewodnik co jakiś czas zawzięcie dyskutowali .


Jak zawsze chętnie pozowaliśmy do zdjęć.



Po pewnym czasie zrozumieliśmy , że kostur to wielki przyjaciel wędrowców.




Mimo wszelkiego rodzaju podpórek byliśmy trochę zmęczeni.

i przyszedł czas na odpoczynek.


Na koniec dostaliśmy od Przewodnika, na pamiątkę, prospekty i widokówki  z pieczątką parku.
Mimo zmęczenia byliśmy bardzo zadowoleni.








poniedziałek, 6 czerwca 2011

WYPRAWA ROWEROWA VI

Jest godzina 22:15.
Dopiero teraz zabieram się za pisanie tego postu. Nie mam pojęcia, kiedy go skończę. Właściwie za każdym razem piszę w nocy. Dzisiaj jednak jestem bardzo zmęczona (padnięta -jakby powiedział mój wnuczek). Gdy wróciłam do domu (o 18:30), na termometrze było 27°C. Dzień był bardzo upalny i chyba ten upał „dał  mi się tak bardzo we znaki".

„Biedronkę” remontują więc spotykamy się trochę dalej.




Na ul. Sobieskiego dołączają do nas pozostali. Jedzie nas siedmioro stałych i jeden nowy rowerzysta. 

Trasa: Świebodzin - Rozłogi - Borów - Ołobok -Świebodzin.



 Jedziemy w kierunku Rozłóg 


Mijamy przydrożną kapliczkę.
  
Jechało nam się bardzo dobrze. Wiał lekki wietrzyk, upał nie dokuczał nam zbyt mocno. 
                                          
                                               
                                                       
                                                         Udajemy się w kierunku Borowa.
 
                                                           Po drodze mijamy następną kapliczkę.




Ukryta wśród lip, tajemnicza. Mam wrażenie, że pamięta odległe czasy.

                                   Wyblakły napis, przypomina, to co ważne.
Po pewnym czasie robimy sobie pierwszą przerwę.



Droga, miedzy Rozłogami a Borowem to tzn "kocie łby" (jak widać na zdjęciach).
                                       Kawa dodała nam siły do pokonania tego trudnego odcinka.
                                                         

                                                     
                                 
                                        Grupa bardzo" rozciągnęła się"'

Humor nas nie opuszczały.
                                                  
                                                               Wjazd do Borowa.




                                    Najtrudniejszy odcinek wyprawy pokonany .

                                        

Dalej jedziemy w kierunku jeziora Niesłysz.

Z wielką ulgą przyjęliśmy przyjemny chłód lasu .

A jezioro to prawdziwa uczta..... Panie z przyjemnością zanurzyły nogi w wodzie.
Panowie ustawiali rowery.

Przed dalszą drogą odpoczynek. 



Miło nam mijał czas nad jeziorem.
Drzewa dawały nam cień, od jezioro wiał  przyjemny wiatr, wokół  słychać było radosne śmiechy pluskających w wodzie dzieci.
 I jeszcze,  te widoki zapierające dech w piersi.





 
            

  Droga powrotna minęła nam szybko. Po odpoczynku, z nowymi siłami ,po leśnej drodze,podziwialiśmy przyrodę.








 Zatrzymaliśmy się jeszcze w Ołoboku, przy bunkrze.

Jeszcze zdjęcie pożegnalne.


 I to już koniec naszej VI wyprawy.