wtorek, 30 lipca 2013

Letni piknik w Neuenhagen

W sobotę 27 lipca spędziliśmy z niemieckimi seniorami tym razem u nich , w Neuenhagen .

                                                 Oficjalnie przywitała nas Juta.
Z naszej strony Zbyszek, przewodniczący seniorów, podziękował za zaproszenie i wręczył prezent.
Płytę ze zdjęciami  oraz jedno duże zdjęcie z Seniorjady w Świebodzinie.
                            Helga bez trudu znalazła siebie na zdjęciu.
Po powitaniu zaproszono nas do Ogrodów Świata w Berlinie.
O ogrodach napiszę w innym poście. Dziś zamieszczam tylko dwa zdjęcia grupowe na początku i na zakończenie zwiedzania ogrodów.
Gdy wracaliśmy do autobusu, zobaczyliśmy obrazek który na chwilę zmroził nam krew w żyłach , ale tyko na chwilę .
Ludzie i drążek na którym stoją są z betonu.

Wróciliśmy do Domu Seniora na piknik.

 
                          Tu   Zbyszek odebrał prezent-książkę o Ogrodach Świata.
Nasza grupa wspólnie z niemieckimi seniorami miała zatańczyć Zumbę.Trochę obawialiśmy się jak zatańczymy bez pani Małgosi.

                                     Ćwiczyliśmy kolejność w autobusie.

                                  Ćwiczyliśmy przed występem .
                                     Gdy przyszła nasza kolej zatańczyliśmy.
                                                                  Daliśmy radę.


Na pikniku zabawiali nas dwaj panowie, ojciec i syn. Starszy z panów zajmował się muzyką, a młodszy to prawdziwy żywioł. Śpiewał , grał na akordeonie, tańczył. Do tego był niezłym komikiem.


                                           Pięknie zatańczyła grupa taneczna.
                                   
                  Po krótkim kursie udało  nam się zatańczyć jeden taniec wspólnie.
                   
                          Nie obyło się bez sesji fotograficznej z  tancerzami.
Mimo wielkiego upału jaki panował tego dnia, na pikniku było bardzo przyjemnie.
W cieniu drzew
                              nie czuło się ,że jest tak gorąco.
                                    Bawiliśmy się do wieczora.
Pozdrawiam wszystkich odwiedzających:))

niedziela, 21 lipca 2013

Pracownia Literacka Arkadiego Fiedlera

Nie wiem czy wszyscy wiedzą, że muzeum A. Fiedlera jest w Puszczykowie. To była pierwsza miejscowość do której przyjechaliśmy podczas ostatniej wycieczki . Dziś chcę opisać muzeum w  Puszczyków,pracownię literacką wybitnego pisarza i podróżnika.
Przy samym wejściu wita nas Swinks a za nim piramida Cheopsa. Są to  repliki oryginałów.
                                          Przechodzimy przez bramę słońca
i dochodzimy do willi w której Arkady Fiedler w 1974r. utworzył wraz z rodziną prywatne muzeum podróżniczych trofeów. Po śmierci pisarza jego synowie Arkady i Marek nieustannie wzbogacają zbiory placówki.
Centralna gablota wypełniona jest książkami pisarza. Fiedler  w swojej twórczości przybliża czytelnikowi
ludzi o różnych kolorach skóry, uczy szacunku do ich kultury i obyczajów. Jego 32 ksiązki były tłumaczone  w różnych językach.
Po muzeum oprowadzał nas syn pisarza Marek Fiedler również pisarz i podróżnik.
Pozwolił mi wybić rytm znanej melodii na indiańskim tamtam'ie.
Do naszych turystycznych notesów dostaliśmy oprócz pieczątek autograf pisarza.
              Uzyskaliśmy odpowiedzi na każde nurtujące nas pytanie.

W muzeum znajdują się dzieła sztuki różnych ludów: rzeźby, instrumenty muzyczne, broń indiańska i afrykańska, trofea i inne osobliwości.
Są też różne maski obrzędowe.
Dotknięcie jednej z nich zapewnia szczęście.
     Oczywiście wszystkie panie chciały dotknąć maski.

Park wokół muzeum  przepełniony jest wiernymi kopiami słynnych pomników dawnych cywilizacji.

                                                  Głowa Olmeka z Meksyku.

                                        Obok tipio stoi indiański wódz Siedzący Byk.

W muzeum znajduje się model żaglowca Krzysztofa Kolumba" Santa  Maria",

                                         a w ogrodzie replika w  naturalnej wielkości.

                          Obok żaglowca replika historycznego myśliwca Hurricana.

                                                             Kalendarz Inków.

Na kawę poszliśmy do piramidy .

Kawa w miły towarzystwie bardzo nam smakowała.
                                   
                       Była tam też tablica z hieroglifami  starożytnego Egiptu.
Oczywiście każdy z nas sprawdził jak zapisane byłoby jego imię tymi znakami.
Właściciele nazwali  Ogród Kultury i Tolerancji.
Uważam, że zarówno muzeum jak i ogród jest wart obejrzenia.
Na koniec zrobiłam zdjęcie roślinie której nie znam. Może ktoś wie jak się nazywa.
Jak zawsze pozdrawiam serdecznie wszystkich odwiedzających:))

środa, 17 lipca 2013

Wyprawa rowerowa 8/2013r - Pętla Boryszyńska.

Przez ostatnie dni byłam u mojej córki na wsi. Zero internetu , zero telewizji, zero komputera .
Nie, żeby nie było u niej tych mediów. Owszem są, ale kto traciłby czas na siedzenie w domu ,gdy  robiąc krok jesteś na dworze ,siadasz i kończysz pić kawę na tarasie w cieniu młodej sosny.
To nie oznacza , że tylko siedziałam ,piłam kawę  i zachwycałam się przyrodą. O nie. Wokół nowo wybudowanego domu jest wiele do zrobienia. Oj bardzo wiele.
Planowałam, że napiszę, któregoś wieczoru post z naszej niedzielnej wyprawy rowerowej, ale zwyczajnie nie było na to czasu.
Mam nadzieję, że dzisiaj go napiszę w całości.
Zebrało się nas wyjątkowo dużo. Początkowo 16osób.
Po chwili okazało się ,że  jedzie jeszcze z nami Alicja.
Na Alicję  zaczekała Teresa z Andrzejem a my ruszyliśmy.

Po przejechaniu sporego odcina postanowiliśmy poczekać na goniącą nas trójkę.

Od tego momentu  jechaliśmy już jako grupa siedemnastoosobowa .
Wyjechaliśmy wcześniej niż zwykle. Celem naszej wyprawy był Boryszyn , który oddalony jest o prawie 20km od Świebodzina. W miejscowości tej  istnieją bunkry, które stanowią część Międzyrzeckiego Rejonu Umocnień tzw Pętla Boryszyńska.

 Przerwa  w Lubrzy.
Jechało się nam dobrze, było ciepło wiał lekki wiatr więc nie zatrzymując się więcej , dojechaliśmy do Boryszyna.
Gdzie oczekiwał juz na nas przewodni.
W tym miejscu muszę powiedzieć , że ja nie planowałam zwiedzania bunkrów . Od pewnego czasu mam klaustrofobię. Nie mam pojęcia  dlaczego ją dostałam , ale niestety mam i w pomieszczeniach zamkniętych(bez okien) nogi mam jak z waty i nie jestem w stanie się ruszyć. Odkryłam to we Wrocławiu gdy chciałam zwiedzić "Panoramę Racławicką"


Oczywiście z aparatem w ręku odprowadziłam grupę do samego wejścia.
Czułam się dziwnie, patrząc jak znikają pod ziemią.

Zdjęcia w bunkrze robił szef.
Niektóre pomieszczenia były jasne i szerokie, ale inne wąskie i ciemne.

W tym czasie 
ja pilnowałam rowerów 
i oczywiście robiłam zdjęcia.
Polana i wejście do bunkra.
Po około godzinie grupa wyszła.
Mimo ,że wszyscy mieli skafandry byli bardzo zmarznięci. Na dole było około 10C.
Ręce Ali i Marysi( tak jak wszystkich) były zimne jak lody.
Wydawało mi się ,że najbardziej zmarzła Lila.

Jak zawsze mieliśmy naszą kawę, która szybko rozgrzała , a placki i ciastka dodały nam energii do pokonania drogi powrotnej. 
Do naszej grupy dołączyły następne dwie osoby Maryla i Fredek.
Mam nadzieję ,że będą z nami jeździć już na stałe.
Niedzielna wyprawa była bardzo udana. Pokonaliśmy blisko 40 km. To nasz nowy rekord.
Zwiedzenie  bunkra pozostawi w grupie niezapomniane wrażenia.
Pozdrawiam wszystkich odwiedzających:))