Od rana mgła była tak gęsta, że wydawało się ,że nasza wyprawa rowerowa będzie odwołana.
Po południu nagle opadła a na niebie pokazało się jasno świecące słońce.
Ruszyliśmy jak zawsze o czternastej.
Trasa: Swiebodzin-Chociule-Radoszyn-Łąkie-Swiebodzin .Przejechaliśmy ok. 23 km.
Zatrzymaliśmy się na chwilę w Chociulach.
W oczekiwaniu na Jadzię, która do ostatniej chwili pilnowała wnuki.
Jak widać na zdjęciu powietrze czyste, przejrzyste Mgła została tylko wspomnieniem(wydawało nam się).
Kościół pw. Wniebowstąpienia NMP, neogotycki, z 1908 roku.
Z Chociul ruszyliśmy w kierunku Radoszyna. Niestety ścieżka rowerowa skończyła się i jechaliśmy bardzo ruchliwą (mimo niedzieli) drogą.
Po obu stronach drogi rosły drzewa liściaste mogliśmy więc podziwiać ich piękne jesienne przebarwienia.
Chwila przerwy.
Można też zauważyć,że powietrze nie jest już takie przejrzyste jak przed chwilą.
Radoszyn przywitał nas mgłą.
Chwilami mgła była gęsta i biała jak mleko.
Do Radoszyna jechaliśmy zobaczyć miejsce w którym była pochowana młoda norweska dziewczyna Sylveig House.
O jej historii można przeczytać
tutaj
Sylweig była ofiarą wojny .Do Rodoszyna przywiodła ją miłość do niemieckiego żołnierza. Zamieszkała tu z rodzicami narzeczonego.W 1945r popełniła samobójstwo w obawie przed żołnierzami radzieckimi.
Romantyczna historia, dwojga młodych zakochanych ludzi ..... , a wokół okrutna wojna.
Myślę,że takich młodych ludzi ,takich których wojna najpierw rozdzieliła,a później odebrała im życie , było bardzo wielu .
Nie mogłam się powstrzymać i weszłam na stronę
Ofiary II wojny św.
Liczby są przerażające -47 mil cywilów.
Oczywiście najwięcej z trzech państw, które były w samym centrum tej strasznej wojny.
Niemieckich cywilów zginęło blisko 3 mil, naszej polskiej ludności cywilnej ponad 5 mil, ale najwięcej zginęło ludności cywilnej z ówczesnego ZSRR , ponad 11 mil.
Jakie to straszne,że ginęli ludzie tylko dlatego,że byli Polakami ,Rosjanami czy Niemcami.
Nie wiem czy każdy zdaje sobie sprawę,jacy powinniśmy być szczęśliwi z samego faktu,że my, nasze dzieci i nasze wnuki, żyjemy w czasie pokoju. I mimo ,że w historii, każdy z naszych narodów ma niechlubne karty, teraz żyjemy w zgodzie a nawet w przyjaźni.
Ale się rozpisałam.
Wróćmy jednak do naszej wyprawy rowerowej.
Trafić na miejsce byłej żwirowni ,wcale nie było łatwo.Młodzi mieszkańcy nie wiedzieli nic o Sylveig.
Dopiero gdy trafiliśmy do pani Krystyny(nazwiska niestety nie pamiętam).
Jak widać w czasie naszych poszukiwań mgła opadła i znowu wyjrzało słońce.
Pani Krystyna pokazała nam zdjęcie Sylveig, przechowywane przez jej rodzinę.
Brnąc przez chaszcze dotarliśmy do miejsca ,gdzie upamiętniono pierwszy pochówek ofiar wojny a wśród nich Sylveig.
Terenia zapaliła przywiezione przez nas znicze,
Jadzia w kilka minut zrobiła różę ze złocistych liści.
Wysłuchaliśmy historii o młodej Norweżce i oczywiście zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie.
Słońce wciąż pięknie świeciło:
gdy wyruszaliśmy w dalszą drogę,
gdy zatrzymaliśmy się w lesie na kawę.
Ciepłe promienie słoneczne podkreślały kolory jesieni.
Gdy robiliśmy wspólne zdjęcie na tle pięknie zabarwionego klonu, mgła czaiła się już między drzewami.
Dopadła nas po drodze.
Gdy robiliśmy to wspólne zdjęcie mgła była tak gęsta jak gdyby ktoś opuścił z nieba płachtę.
Prawdopodobnie była to nasza ostatnia wyprawa w tym roku. No...chyba ...że..... :))
Pozdrawiam odwiedzających ,dziękuję za wszystkie cudowne komentarze, które zostawiliście pod poprzednimi postami.