sobota, 30 lipca 2011

Deszczowa sobota





Za oknem pada deszcz.
Pada już trzeci dzień, a co gorsze pogodynka zapowiada dalsze deszczowe dni.
Siedzę w domu z dziewczynkami.
Wiki i Pati postanowiły malować. 



                                                        Kartki już przygotowane .
                                                    Jeszcze tylko otworzyć potrzebną farbkę.
                                                                    Pierwsze maźnięcie. 
                                                 Obie dziewczynki bardzo lubię malować .

                                         
    Wiktoria, zamaszyście, pewną  ręką. Od razu wie co będzie malowała                                     . 
Patrycja delikatnie, tak jakby bała się ,pędzlem dotknąć kartki. 

Po krótkiej chwili dzieła są gotowe.

                        
                  Wiki wie ,że to jest pokój babci-jest ściana, okna , a pod oknami kaloryfer.
                                  Pati nie do końca jest pewna czy to jest łączka. 

niedziela, 24 lipca 2011

WYPRAWA ROWEROWA 3 - wakacje


Mamy za sobą nowy rekord - 27 km.
Trasa: Świebodzin- Rozłogi- Wilkowo- jezioro Lubie- Lubrza- Ługów- Świebodzin.
 Naszym celem było jezioro Lubie.Najczystsze na Środkowym Nadodrzu.
Nieduże ale bardzo głębokie -35m.
Naszą trasę rozpoczęliśmy w kierunku Rozłóg, skąd znaną nam ścieżką rowerową do Wilkowa, gdzie skręciliśmy w kierunku Lubrzy.
Tą drogą jeszcze nie jechaliśmy. Po obu jej stronach rosną drzewa owocowe.

  Jest dużo śliw (węgierek), ale są również jabłonie.

              Dalej wjeżdżamy w las.
Jedzie się bardzo dobrze, cisza , spokój.

   A jeszcze piękna zieleń wokół.
Wyjeżdżamy  na szosę, ale i tu zatrzymujemy się na poboczu, żeby zrobić zdjęcie.


                     Dojeżdżamy do jeziora.


               Krótka przerwa na kawę,

                             na zdjęcie,
                           na naprawę sprzętu.




Dalej jedziemy Szlakiem Nenufarów.
Po drodze widzimy stanowiska wędkarskie.
Podczas zawodów na każdym stanowisku jest jeden zawodnik.
                                                     
                   Trochę obawiałyśmy się.
                                                                     Jak widać pomosty są solidne. 

Kanał łączący jezioro Lubie z jezioro Goszcza.

 

Wracaliśmy do domu starą drogą: Lubrza- Świebodzin.

                                                      Jak zawsze drugi łyk kawy.
Na koniec niespodzianka.Olbrzymia grusza z dojrzałymi ulęgałkami.



poniedziałek, 18 lipca 2011

WYPRAWA ROWEROWA 2-wakacje

Wiem, miałam wyjechać.
Życie jednak rządzi się swoimi prawami i co jakiś czas zmienia nam plany.

Zostałam w domu, a do mnie przyjechała siostra.
W niedzielę obie wybrałyśmy się na rowery.  
W umówionym miejscu były stałe bywalczynie.
Ta najmłodsza to moja siostra. To ona (gdy była małą dziewczynką) wołała na mnie Tenia.
Jak widać nie było z nami Andrzeja. 
Niestety wypadki "chodzą po ludziach". Z taką obolałą ręką (przytrzaśnięty palec)  nie miał co ryzykować. Mamy nadzieję, że za tydzień będzie z nami.😀

Pojechaliśmy trasą Basi.
                          Tu na drodze w kierunku Niedźwiady. 

W połowie skręciłyśmy w polną drogę,

   gdzie zaskoczyły nas motyle. Tyle motyli w jednym miejscu, jeszcze nie widziałam. Gdy przejeżdżałyśmy unosiły się, by za chwilę z powrotem usiąść na trawie, na kwiatach. Niestety nie udało mi się zrobić zdjęcia motylkom, gdy unosiły się nad łąką.
Polną drogą dojechałyśmy do Chociul, a dalej do Rudgerzowic.
                               
                                                   Po drodze miałyśmy kilka przerw.

  Basia ustawia Janeczce licznik, który wskazuje ilość przejechanych kilometrów (wczoraj przejechaliśmy 23 km).
                                      Jak zawsze, kawa. 
                                                     Wspólne zdjęcie.
Za nami nie ma już pięknych kwiatów, nie ma też falujących łanów zbóż.
Za nami rżysko.
Mimo, że była niedziela na polach pracowały kombajny-zboże trzeba zebrać.
 Trwają żniwa.
W Rudgerzowicach niespodzianka-piękny mały kościółek.
 Dowiedziałam się, że jest to budowla szachulcowa, że jest na liście zabytków, ale niestety nie ma, żadnych dotacji na remont, a jest on bardzo potrzebny. Choćby dachu, który przy każdej wichurze traci kilka dachówek. Do wczoraj nie miałam pojęcia, że na takich starych budowlach jest dachówka karpiówka, która jest najdroższa. O tym wszystkim dowiedziałyśmy się od bardzo uprzejmego pana (kościelnego), który otworzył nam kościół.
                                                   Kościół wybudowano w 1914r.
                         Ołtarz przeniesiono ze szkolnego kościoła w Świebodzinie.
Natomiast obraz Matki Bożej umieszczono, tu w Rudgerzowicach. Ofiarowany został przez mieszkankę wioski, która przywiozła go ze wschodu (pochodziła z tej samej miejscowości, co ks. Janik-jeżeli ktoś zna tę historię to proszę opisać ją w komentarzach- będę wdzięczna).
                                                                     Obok kościoła.
Mijając Rudgerzowice dojechaliśmy do szosy -nikt z nas nie chciał ryzykować jazdy wśród pędzących samochodów. Zawróciliśmy do Chociul, a następnie znaną nam ścieżką rowerową wróciliśmy do Świebodzina.
               Po drodze widziałyśmy bardzo ciekawy krzew-PERUKOWIEC.
                                                           Ostatni łyk kawy.
Jak widać jesteśmy wszystkie zadowolone.
Moja siostra, obiecała, że na pewno jeszcze, kiedyś wybierze się z nami.
Pozdrawiam wszystkich odwiedzających :))


czwartek, 14 lipca 2011

Sosny

Wszyscy którzy uważali , że będę tęsknić za Włochami ,mieli rację.
Gdy pierwsze emocje opadły, gdy opisałam to co wydawało mi się najważniejsze, przypomniałam sobie, o innych rzeczach  , może mniej ważnych, może mniej rewelacyjnych ale takich które , zwróciły moją uwagę. Zadziwiły mnie .
To drzewa.
Tak drzewa, a dokładniej sosny.

                                           Nasz las sosnowy.

                           Do takiego widoku jesteśmy przyzwyczajeni.


              Nawet z daleka poznamy , że te  drzewa to sosny.
                                                  Bardzo wysokie, smukłe.

                  Na zdjęciu młoda sosenka,  z naszego osiedla, Już jest smukła im wyżej tym węższa.
                   
                 Na dolnym zdjęciu również młoda sosna ale z ulicy we włoskim  miasteczku .
                             Wygląda jakby  ją poobcinano, żeby nadać jej kulisty kształt.

Przyznaję , nie odrobiłam lekcji  wyjeżdżając do Włoch . Owszem wiedziałam ,że rosną tam sosny pinie. Nie przypuszczałam jednak, że  mają zupełnie inny kształt niż  nasze sosny.
Nie mogłam się nadziwić, że z daleka przypominają latające talerze.

A z bliska ,wyglądają tak jakby olbrzymia kosiarka  wyrównała je wszystkie.


    Wiem oczywiście ,że to klimat decyduje o przyrodzie , że we Włoszech słońce, świeci prawie zawsze, a deszcz pada dużo rzadziej niż u nas. Ale i tak kształt sosen wydał mi się bardzo dziwny.


                                                          Uliczka we Włoszech, wzdłuż której rosną sosny.

                     U nas ulice i alejki obsadzone są zawsze drzewami liściastymi.                                     

Dziś myślę,że za mało przyjrzałam się tamtym roślinom, że za mało wiem o klimacie we Włoszech a jeszcze mniej o ludziach tam mieszkających.

poniedziałek, 11 lipca 2011

WYPRAWA ROWEROWA- wakacje

A jednak udało nam się, mimo wakacji, wybrać na wspólny wyjazd.
Jeździliśmy znanymi drogami ,może ,trochę w innej kolejności.

Zaliczyliśmy też kilka nowych ścieżek leśnych
.Było jak zawsze super.
                                                                      Pierwsza przerwa na kawę.

                                                                           Znajome jezioro - Czerniak.
                                                                         Znajomy pomost.
   Ale z drugiej strony jeziora w Ołoboku odkryliśmy coś, a raczej kogoś  nowego.

                                                       Maleństwo -ciekawe gdzie są jego rodzice?
 Przez Borów przejeżdżaliśmy  wielokrotnie, ale wczoraj wjechaliśmy z innej strony i odkryłam następną śliczną  kapliczkę.
Wyjeżdżając z Borowa ,nie skręciliśmy w drogę "kocich łbów"(wszyscy byli - przeciw).

Pojechaliśmy prosto drogą asfaltową, a później  leśną dróżką.
                                                    Gdzie zatrzymaliśmy się na drugi łyk kawy.

               Znanymi sobie ścieżkami Andrzej doprowadził nas do jeziora wilkowskiego.

                         Zrobiło nam się przykro gdy zobaczyliśmy obalone drzewo.
                        Jeszcze wiosną ,robiliśmy przy nim zdjęci.
Wczoraj też zrobiliśmy,przy jego korzeniach,które wydawały się duże,mocne,a nie wytrzymały podmuchów wiatru którejś letniej burzy.
                                 
Mimo wakacji mamy spotykać się co tydzień.Ja w tym tygodniu wyjeżdżam,ale mam nadzieję,że uda mi się jeszcze kilka razy wziąć udział we wspólnych wyjazdach.
Pozdrawiam wszystkich odwiedzających:))